Moje dziecko czekało na śnieg, przyznam się, że ja również czekałam, z utęsknieniem powiem nawet. Pewnego dnia obie się doczekałyśmy białego puchu. Zima przyszła w nocy i zasypała nam cały ogród. Ogród, który wyglądał po prostu biednie. Potrzebował zimowego liftingu, a to tylko śnieg mógł zrobić. Znowu zaczarowany i piękny, dostojny i tajemniczy. Uśmiech maluje się na naszych twarzach bo już za chwile, już za momencik zatopimy się w tej bieli, zimnej ale czystej. Rano pośpieszne ubieranie kurtek, butów, czapek i rękawiczek. Szybko, szybko bo może stopnieje i nie zdążymy zrobić anioła w śniegu, ulepić bałwana, porzucać się śnieżkami, szybko, szybko.
I już jesteśmy, w środku samej zimy, jest niesamowicie. Patrzę w jej oczy i widzę czyste szczęście, beztroskę i radość. Dzieciństwo może być niesamowite, tak niewiele potrzeba by uszczęśliwić dziecko. Od razu położyła się na śniegu i z przejęciem macha rączkami i nóżkami, robi anioła. Podziwiamy go razem, nie wiem o czym ona myśli ja myślę o niej i staję się dzieckiem:-). Czas na pana bałwana, to on będzie dowodem na to, że zima tu była. Turlamy najpierw małe, potem większe i wreszcie wielkie kule śnieżne. Potrzebne są tylko 3 by powstał przyjaciel by ożywił śpiący ogród, by machał gałązkowymi rękami na wietrze w nasze okna. Układamy jedną na drugiej, ona przynosi kamyczki, które wygrzebała gdzieś z pod śniegu i robi mu oczy, ja przynoszę marchewkę i wciskamy mu ten czerwony nos by miał czym oddychać. Plastikowe wiaderko wędruje mu na głowę i dostojnie służy za kapelusz. Gałązki choinkowe to jego ręce. Jest, stoi, przywitała go swoim pocałunkiem prosto w czubek nosa. Jest nasz, jak członek rodziny. Wykrzyknęła tadam, dzieło skończone. O czym myśli, pewnie o tym że już na zawsze tu zostanie, w ogrodzie z nami. Choć przez chwilę poczułam się jak dziecko to doskonale wiedziałam, ze z nami nie zostanie. Będzie cud jeśli postoi przez tydzień, i nawet wtedy byłam naiwna, myliłam się, został 2 dni.
Rano obudził mnie krzyk, krzyk żalu i zdziwienia, oh no, oh no, snow, snow, it's gone. Zerwałam się na równe nogi, patrzę a moje dziecię stoi w oknie i pokazując palcem woła it's gone. Patrzę przez okno i widzę, że nie ma nawet śladu po białej krainie. Widzę szarość i ponurość, nawet mi zrobiło się smutno. Najsmutniejsza w tym wszystkim była marchewka i plastikowe wiaderko leżące na środku ogrodu. Jeszcze kilka dni temu były częścią naszego przyjaciela, teraz leżą w kałuży, która po nim została. Kałuża, a może jego łzy.
Co powiedzieć 2 latce, która myślała, że witać się będzie z bałwanem każdego dnia? Do wiosny tak daleko, ona i Marzanna byłyby wytłumaczeniem. Co jej powiedzieć?
Klaro kochanie chcesz zrobić z mamą karmelki? Zrobimy karmelki i poczekamy może zima wróci. Złapała mnie za dłoń i zeszłyśmy do kuchni.
Wszystko jest ulotne i przemija, ale wiara i miłość dziecka zawsze jest ta sama.
Karmelki są dobre na wszystko:-)
Składniki na dużo karmelków:-)
Źródło inspiracji i po części przepisu: Kucharnia
Te karmelki są o smaku pomarańczy, granatu i soli wędzonej:-) i są pyszne!!!
- sok z 4 małych pomarańczy
- sok z 1 dojrzałego granatu
- pół szklanki cukru ( zwykłego, białego )
- pół szklanki cukru jasnego brązowego ( u mnie jasny muscovado )
- 60 g masła w temperaturze pokojowej
- 1/6 szklanki śmietany kremówki
- 1/4 łyżeczki wędzonej soli morskiej
- 1/4 łyżeczki ekstraktu z wanilii
- masło do wysmarowania plastikowego pojemnika
- papier do pieczenia
Z pomarańczy i granatu odcisnąć sok i przecedzić przez sitko. Soku powinno być ok 1,5 szklanki. Sok przelać do małego garnka o grubym dnie i zagotować. Zmniejszyć temperaturę i gotować na małym ogniu aż sok wyparuję i zostanie go ok 1/6 szklanki.
Garnek zdjąć z ognia i dodać do zredukowanego soku, oba cukry, śmietanę i masło. Garnek umieścić ponownie na ogniu i gotować do momentu aż karmel osiągnie temperaturę 120 st.C
Jeśli nie macie termometru cukierniczego, można sprawdzić czy karmel jest gotowy poprzez nabranie niewielkiej ilości karmelu na łyżkę i zanurzenie go w bardzo zimnej wodzie. Jeśli karmel stwardnieje i zrobi się z niego plastyczna kulka, znaczy że jest gotowy i można garnek zdjąć z ognia.
Do gotowego karmelu dodajemy sól i ekstrakt z wanilii, mieszamy i szybko całość wlewamy do przygotowanego pojemnika. Pojemnik wstawiamy na 2 godziny w chłodne miejsce.
Po tym czasie masa karmelowa powinny być gotowa do pokrojenia. Kroimy ostrym nożem na dowolne kawałki. Dobrze jest pojedyncze karmelki pozawijać w papierki, gdyż zapobiegnie to w sklejaniu się karmelków ze sobą
Smacznego:-)
Zazdroszczę aż tej dziecinnej beztroski. :) A karmelki piękne.
OdpowiedzUsuńDziękuję:-)
UsuńUrocza ta Twoja różowa Królewna:-). W Warszawie śniegu po pachy, miałaby tu u nas uciechę. A karmelki wyglądaja pysznie. Trzeba by kiedyś takie spreparować.
OdpowiedzUsuńDziękuję Kasiu, u nas pada ale deszcz niestety(((, dobrze, że mamy karmelki na pocieszenie:-)
UsuńTutaj wszystko się topi - dwa dni temu spadł śnieg, a następnego ranka już można było niemal pływać. Trochę tęskno mi za śniegowymi krajobrazami, ale już tęsknię do wiosny - mam dość tych ciemności i ciągłego marznięcia :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie się bawiłyście, a potem tak ładnie to opisałaś - czytało się jak bajkę :)
A karmelki cudne - może sobie takie zrobię :)
Ale mi się miło zrobiło, dziękuję:-)
Usuń"dobre na wszystko" :) Pięknie i pysznie :)
OdpowiedzUsuńŚciskam ciepło :)
ależ piękne Ci wyszły ... podziwiałam je u Anny Marii
OdpowiedzUsuńbałwan wspaniały!
a anioł na śniegu musowo u nas też :) chociaż Tymon twierdzi, że to orzeł
ps. bardzo dziękuje za głos
O matuniu, ależ one cudnie wyglądają! Od razu mam ochotę pochłonąć nie tylko jednego ;) Bałwanek pierwsza klasa, i te malunie rączki, przeurocza fotka! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńViolu bardzo ale to bardzo mi miło:-)
Usuń