Jakie więc jest? najkrócej napisawszy:-) rozpływ się w ustach. Mięso jest tak miękkie i delikatne że trudno się powstrzymać od jedzenia nawet wtedy gdy ma się świadomość , że w żołądku brak już miejsca. Mój maż miał z tym problem i tylko argument, że potrzebuję eksponatu do zdjęcia powstrzymał go od dalszego jedzenia:-). Nie bez powodu maż tym razem wybrał to danie. Jak to on powiedział: kochanie potrzebuję mięsnego gara dla prawdziwego mężczyzny:-). Cóż więc innego mogłam mu przygotować jak nie Beef Bourguignon.
Wołowina, grzyby, marchewka, seler, cebulka, boczek, czerwone wino, gotowane 3 godziny w niskiej temperaturze. Powstało aromatyczne danie o głębokim i wyraźnym smaku. Można je podać z puree ziemniaczanym lub puree z batatów ale równie wybornie spakuje z bagietką czy pajdą domowego chleba. Na koniec jeszcze dodam że lampka czerwonego wina obowiązkowa:-)
Zapraszam!
Składniki:
400 g dobrej jakości mięsa wołowego ( najlepiej ekologicznego )
150 g boczku
2 marchewki
2 łodygi selera naciowego
300 g malutkich pieczarek
4 cebulki szalotki
500 ml czerwonego wytrawnego wina
500 ml wywaru z kurczaka lub wołowego
kilka gałązek rozmarynu i tymianku
2 liście laurowe
3 ziela angielski
3 kulki jałowca
kilka gałązek rozmarynu i tymianku
2 liście laurowe
3 ziela angielski
3 kulki jałowca
sól i pieprz
1/2 szklanki mąki
oliwa
Źródło inspiracji: tak przygotowuje wołowinę moja teściowa od której otrzymałam ten przepis:-)
oliwa
Wołowinę kroimy na małe kawałki, dokładnie osuszamy papierowym ręcznikiem.
Na talerzu mieszamy mąkę z solą i pieprzem i obtaczamy w niej każdy kawałek mięsa. Odkładamy na bok
Marchewkę obieramy i kroimy na grubsze kawałki, tak samo kroimy seler.
Szalotkę obieramy ze łupinek i dowolnie kroimy.
Grzyby czyścimy.
Boczek kroimy w paseczki.
Na talerzu mieszamy mąkę z solą i pieprzem i obtaczamy w niej każdy kawałek mięsa. Odkładamy na bok
Marchewkę obieramy i kroimy na grubsze kawałki, tak samo kroimy seler.
Szalotkę obieramy ze łupinek i dowolnie kroimy.
Grzyby czyścimy.
Boczek kroimy w paseczki.
Na średnim ogniu rozgrzewamy garnek o grubym dnie ( najlepiej żeliwny ). Na rozgrzany garnek wrzucamy boczek i szalotkę i podsmażamy aż nabiorą koloru. Wyjmujemy i odstawiamy na bok.
Na don garna wlewamy troszkę oliwy i wrzucamy wołowinę. Podsmażamy ją kilka minut aż z każdej strony będzie lekko brązowa.
Wyjmujemy i odstawiamy na bok.
Do garnka wrzucamy grzyby i lekko je obsmażamy. Wyjmujemy i odstawiamy na bok.
Na koniec wrzucamy marchewkę i seler ( jeśli jest potrzeba dodać łyżkę oliwy ) i również lekko obsmażamy.
Następnie do warzyw dodajemy boczek z cebulką, wołowinę, grzyby. Całość zalewamy wywarem z kurczaka lub wołowiny oraz wlewamy czerwone wino. Wrzucamy również liść laurowy, ziele angielskie, jałowiec, rozmaryn i tymianek. Jeśli nasz wywar był solony to już nie dodajemy soli, jeśli nie był doprawiany to solimy dodajemy również pieprz.
Garnek przykrywamy pokrywką i całość wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 150 st C ( u mnie z termoobiegiem ) i zostawiamy na 3 godziny. Po tym czasie danie jest gotowe, mięsko mięciutkie a powstały sos lekko gęsty.
Smacznego:-)
Na don garna wlewamy troszkę oliwy i wrzucamy wołowinę. Podsmażamy ją kilka minut aż z każdej strony będzie lekko brązowa.
Wyjmujemy i odstawiamy na bok.
Do garnka wrzucamy grzyby i lekko je obsmażamy. Wyjmujemy i odstawiamy na bok.
Na koniec wrzucamy marchewkę i seler ( jeśli jest potrzeba dodać łyżkę oliwy ) i również lekko obsmażamy.
Następnie do warzyw dodajemy boczek z cebulką, wołowinę, grzyby. Całość zalewamy wywarem z kurczaka lub wołowiny oraz wlewamy czerwone wino. Wrzucamy również liść laurowy, ziele angielskie, jałowiec, rozmaryn i tymianek. Jeśli nasz wywar był solony to już nie dodajemy soli, jeśli nie był doprawiany to solimy dodajemy również pieprz.
Garnek przykrywamy pokrywką i całość wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 150 st C ( u mnie z termoobiegiem ) i zostawiamy na 3 godziny. Po tym czasie danie jest gotowe, mięsko mięciutkie a powstały sos lekko gęsty.
Smacznego:-)
Źródło inspiracji: tak przygotowuje wołowinę moja teściowa od której otrzymałam ten przepis:-)
zjadłabym z przyjemnością szczególnie, że zimno u nas masakrycznie:)
OdpowiedzUsuńu nas wyjątkowo w tym roku jest bardzo zimno, tu zimy zazwyczaj łagodne są ale czuję po kościach że bez takich dań tej zimy się nie obejdzie:-)
UsuńZjadłabym Twoją wołowinę nawet teraz,choć dość późno jak dla mnie na posiłek.
OdpowiedzUsuńUwielbiam to danie!
U mnie było niedawno,ale jeszcze powtórzę je tej zimy.
Ciepłego wieczoru Olimpio!
Aniu ja też je lubię a mój mąż uwielbia:-), ja też jeszcze nie raz je zrobię tej zimy:-)
Usuńwielce szlachetna potrawa, którą bym badzo chętnie zjadła na kolację. Pyszne !
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy serdecznie
Tapenda
To samo o niej powiedział moja teściowa:-). Pozdrawiam dziewczyny:-)
UsuńJadłam i potwierdzam tak przyrządzona wołowina jest pyszna :)
OdpowiedzUsuńCieszę się Justynko:-)
UsuńPyszne rozgrzewa :)
OdpowiedzUsuńoj tak:-)
UsuńJakiego boczku użyłaś? Surowy, wędzony, wędzony parzony? Wszyscy tak zachwalają to danie, że koniecznie muszę je zrobić tej zimy:)
OdpowiedzUsuńUżyłam boczku wędzonego parzonego:-), ale można użyć każdego:-)
UsuńUżyłam boczku wędzonego parzonego:-), ale można użyć każdego:-)
OdpowiedzUsuńwygląda bardzo smacznie:)
OdpowiedzUsuńJakbym widziala mojego meza :)) Tylko wolowina i kurczaki mu w glowie :) Ja za wolowina nie przepadam a takiej "niedosmazonej":) po prostu bym nie zjadla. Odrzuca mnie na sam widok :) Ale taka wolowina jak w Twoim daniu na pewno bym nie pogardzila :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplo.
Kociołek pełen dobroci:)
OdpowiedzUsuńOlimpio, cudny przepis! Muszę przygotować w ten sposób wołowinę. Bardzo ją lubię. Nawet na surowo, w postaci tatara. ;)) Lubię też próbować surowe mięso mielone w czasie przyprawiania. :))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło!
Ostatnio oglądałam Julie & Julia i była ta wołowina :) Od tamtej pory mam takiego smaka na to danie, że trzeba po prostu je przyrządzić. Przepis pozwolę sobie zapisać :))
OdpowiedzUsuńprzepadam za takimi konkretnymi daniami :) zjadłabym z przyjemnością :)
OdpowiedzUsuńMówię tak temu daniu - tak, tak, tak!!! Takie smaki są najlepsze na zimę, długo gotowane dania jednogarnkowe pasują do mrozu za oknem. Pysznie!
OdpowiedzUsuńO mały włos taka wspaniała uczta by mnie ominęła;-) W weekend zmagałam się w konkursie Blogerchefa i nie miałąm czasu, żeby odpisać, choć widziałąm zdjęcia...:-)
OdpowiedzUsuń